Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi korzyko z miasta Opole. Od początku 2018 roku mam przejechane 76901.04 kilometrów w tym 703.90 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy korzyko.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 196.30km
  • Czas 10:10
  • VAVG 19.31km/h
  • Podjazdy 936m
  • Sprzęt Fuji Touring Disc
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chęciny - Kozodrza

Środa, 15 lipca 2020 · dodano: 06.11.2020 | Komentarze 0

Dzień 2, etap II: Chęciny – Kozodrza
Noc w namiocie rozbitym na ogrodzonej posesji w centrum Chęcin, przynosi oczekiwany wypoczynek i regenerację. O godzinie 5:00 budzę się na dźwięk budzika i bez zbędnego ociągania wyskakuję ze śpiwora. Dopiero teraz czuję, że jest zimno. Mimo połowy lipca nad ranem temperatura spadła tak bardzo, że cała wewnętrzna powłoka namiotu jest wilgotna. W pierwszym momencie wydaje mi się, że dzień będzie brzydki i pochmurny, jednak to tylko moje błędne przeczucia, które giną momentalnie wraz z odsuwaniem zamka namiotu. Po prostu jestem rozbity w zacienionym miejscu podwórza i światło słoneczne omija mój namiot. Jedno spojrzenie na bezchmurne, błękitne niebo i już wiem, że zapowiada się słoneczny dzień. Pakuję rzeczy do sakw, przegryzam coś z zapasów i bez roweru idę na zamek. Dopiero po powrocie ze spaceru składam namiot, który pozostawiłem do wyschnięcia. Teraz dopiero jem większą porcję wiezionego w sakwach jedzenia i jestem gotowy do wyjazdu. Gdy wyjeżdżam jest już godzina 8:00. Nie jestem tym faktem pocieszony, zbyt długo się grzebałem z pakowaniem ekwipunku. W Chęcinach robię jeszcze rundkę po bardzo ciekawym, pochyłym rynku i kieruję się w stronę wyjazdu z miasta. Tuż za Chęcinami, począwszy od miejscowości Radkowice trafiam na odcinek drogi z bardzo dużym ruchem. Co gorsza, co drugi samochód to wielka rozpędzona ciężarówka. Na domiar złego ta ruchliwa droga nie posiada pobocza, jest jednak chodnik którym umiarkowanie wygodnie, ale za to bezpiecznie przejeżdżam feralny odcinek. Po przejechaniu kilku kilometrów chodnikiem, w miejscowości Brzeziny odbijam w lewo i od tego momentu rozpoczyna się wspaniała jazda po wiejskich bocznych drogach z bardzo małym ruchem. We wsi Kuby Młyny dojeżdżam do szlaku Green Velo, którym będę poruszał się dalej przez Wyżynę Kielecką w kierunku Wisły. Pierwszy przystanek na trasie robię nad zalewem w miejscowości Borków. Otoczenie zalewu robi na mnie dobre wrażenie, brzegi są czyste a woda jest pozbawiona przykrego zapachu sinic – znanego mi choćby z pod opolskiej Turawy. Jest też plaża, jednak nie mam na tyle czasu by z niej skorzystać. Jadąc dalej szlakiem GV, świetnymi drogami niemal pozbawionymi ruchu samochodów dojeżdżam do miejscowości Raków. W tym uroczym miasteczku zatrzymuję się w rynku przy miejscowej cukierni, która serwuje też zapiekanki. Zjadam tam ze smakiem ciastko i coś na ciepło – to mój obiad. Za miejscowością Raków droga wznosi się wyraźnie, by tuż przed wsią Marianów osiągnąć swój punkt kulminacyjny z maksymalną wysokością w granicach 350 m n.p.m. To jeden z najpiękniejszych odcinków tego etapu trasy. Najbardziej zachwycają mnie niezrównane, dalekie panoramy okolicznych wzniesień i piękny, pofalowany krajobraz Wyżyny Kieleckiej. W Marianowie droga stromym zjazdem opada mocno w dół. Nawierzchnia jest dobra, pogoda wspaniała jedzie się świetnie. Jadąc tak wygodnie, niemal ciągle z górki, ani się nie spostrzegłem jak znalazłem się w Iwaniskach. Przez miasto przejeżdżam bez zatrzymywania mijając po drodze zarośnięty rynek. Kawałek za Iwaniskami jeszcze jeden niewielki podjazd i już przede mną wyłania się okazała bryła Zamku Krzyżtopór. Mimo iż obiekt od stuleci pozostaje w trwałej ruinie, jego rozmiar i dobry stan zachowania wywiera na mnie duże wrażenie. W końcu to podobno największa rezydencja magnacka w Polsce, fundacji Krzysztofa Ossolińskiego. Chętnie bym zwiedził zamek, ale patrzę na zegarek i widzę, że minęła 15:00 a ja nie przejechałem nawet połowy drogi. Za Ujazdem szlak GV prowadzi wygodną ścieżką wybudowaną wzdłuż drogi 758. W miejscowości Kujawy GV skręca w prawo, prowadząc mocno w dół głębokimi wąwozami wciętymi w dolinę rzeki Koprzywianki. Na ty odcinku zjeżdżam szybko w dół, ciągnięty siłą grawitacji by po chwili we wsi Konary rozpocząć krótki ale wymagający podjazd, po którym od razu rozpoczyna się kolejny efektowny zjazd. Świetna droga została poprowadzona w głębokim wąwozie, u którego wylotu wysokość lessowych ścian dochodzi do kilku metrów. W miejscowości Górki szlak GV odbija na drogi boczne, ja jednak ze względu na ograniczenia czasowe wjeżdżam na drogę 758 i jadę nią bezpośrednio do miasta Klimontów. Tam dobre wrażenie robi na mnie zadbany rynek oraz okazała bryła pięknego zabytkowego kościoła. W Klimontowie ponownie też spotykam znaki szlaku Green Velo. Prowadzi on jednak teraz bezpośrednio drogą 758, która na tym odcinku nie jest wprawdzie zbytni obciążona ruchem, ale posiada fatalną nawierzchnię. Jazda po takiej nawierzchni wytwarza nieustanne, nieprzyjemne drgania, w pewnym momencie od tych drgań zsuwa się i nagle spada na asfalt filtr ochronny osłaniający obiektyw mojej kamerki. Na szczęście udaje mi się go znaleźć, upadek przetrwał bez szwanku. Po kilku kilometrach jazdy tą słabą drogą, za miejscowością Byszów, odbijam od tego nieprzyjemnego odcinka szlaku GV i jadę już bez znaków w kierunku wsi Postronna. W okolicach tej miejscowości wjeżdżam nagle jakby do krainy ogromnych sadów, które od tego momentu ciągną się kilometrami, aż do samej Wisły. Niskopienne drzewa są tu prowadzone w nowoczesny sposób, wzdłuż stalowych linek naciągniętych na betonowych słupkach. Drzewa są wręcz oblepione owocami. Widzę, że dominują tu głównie wiśnie i jabłonie. We wsi Beszyce Górne robię szybkie zakupy i od razu ruszam w dalszą drogę w stronę Koprzywnicy. Począwszy od tej miejscowości systematycznie pojawiają się tablice informujące o zbliżającej się przeprawie promowej w Ciszycy. Od tego momentu jadę za tymi znakami z nadzieją, że prom jest czynny i uda mi się nim przeprawić przez Wisłę. Za Koprzywnicą, gdzie tylko spojrzeć wszędzie sady, kilometry sadów. Kątem oka zerkam na altymetr i widzę, że jestem teraz na wysokości 150 - 140 m n.p.m. Powoli pojawia się też charakterystyczny zapach rzeki. Za Ciszycą podjeżdżam na wał wiślany, tutaj asfalt się kończy i zaczyna droga z płyt betonowych. Teraz dopiero jedzie się naprawdę fatalnie. Rowerem rzuca na wszystkie strony. Pomaga dopiero zjechanie zupełnie na lewą stronę i jazda pod prąd ścieżką prowadząca poza centralną częścią płyt. Wreszcie po około kilometrze takiej jazdy widzę Wisłę i czekający na nadbrzeżu prom. Mam szczęście. Ledwo tylko wjechalem na prom, przewoźnik podnosi pomost, naciaga odpowiednią linę i ruszamy. Rozglądam się dookoła, teraz dopiero widzę jaka w tym miejscu, ta Wisła jest szeroka. Na pokładzie razem zemną jedno auto i kilka osob niezmotoryzowanych. Ponieważ prom jest płatny, wnoszę 3 zł opłaty za przewóz i już za chwilę jestem po drugiej stronie rzeki, w mieście Tarnobrzeg – leżącym już na Podkarpaciu. Teraz czeka mnie kilkudziesięcio kilometrowy przejazd najmniej ciekawym odcinkiem całego tegorocznego wypadu, czyli szybki tranzyt dosyć ruchliwą drogą prowadzącą w stronę Mielca i dalej w kierunku Ropczyc. Z Tarnobrzega wyjeżdżam wygodną ściezką rowerową poprowadzoną wzdłuż tzw. wisłostrady do Jeziora Tarnobrzeskiego. Okazuje się, że nad jeziorem trwa remont i nawierzchnia promenady którą planowałem jechać jest zerwana. Wracam więc na wisłostradę i jadę nią dalej w kierunku Mielca. Ponieważ jest już po 19:00 jadę już bez zbędnego zatrzymywania, utrzymując prędkość około 26 km/h. Dość puźna pora sprawia, że ruch na tej zazwyczaj ruchliwej arterii jest dosyć umiarkowany i jedzie się calkiem nieźle. Najwięcej czasu schodzi mi na przejazd przez Mielec. Wzdłuż całej długości miasta ustawiono bowiem niezliczoną ilość znaków „zakaz ruchu rowerów” skierowując tym samym ruch rowerowy na chodniki z wyznakowaną drogą rowerową. Niestety, liczne słabo wyprofilowane wyjazdy z posesji, szereg skrzyżowań oraz całkiem spory ruch pieszych i lokalnych rowerzystów, powoduje że gdy wyjeżdżam z Mielca na dworze jest już prawie ciemno. Tuż za miastem mogę jednak ponownie wjechać na szosę która posiada teraz wygodne asfaltowe pobocze. W miejscowości Tuszyma skręcam na Ropczyce i po przejechaniu krótkiego odcinka drogi dojeżdżam do znaku „zakaz ruchu” i rozkopanego przejazdu kolejowego. Jest wprawdzie jakieś obejście alternatywne, ale widzę wydeptane przejście i decyduje się przez nie przepychać. Niemałym wysiłkiem przenoszę ciężki rower przez wykorytowany odcinek rozebranego torowiska i już po chwili jestem po drugiej stronie. Gdy dojeżdżam do zagrody moich bliskich, we wsi Kozodrza, jest już zupełnie ciemno. Widzę też, po zgaszonych swiatłach, że domownicy już położyli się do swoich łużek. Aby nie robić zamieszania swoim niezapowiadanym przybyciem, najciszej jak tylko potrafię, wypakowuję rzeczy, rozbijam namiot i szybko zasypiam. W nocy raz po raz budzi mnie odglos głuchych udeżeń dochodzących jakby od strony pól. Zastanawia mnie co to za dziwny dźwięk, czy to aby nie polowanie? Umysł mi jednak podpowiada, że co by to mialo niebyć, tutaj w zagrodzie moich bliskich jestem bezpieczny.

Trasa: Chęciny, Radkowice, Brzeziny, Bilcza, Kuby Młyny, Marzysz, Borków, Trzemosna, Ujny, Holendry, Smyków, Mędrów, Drogowle, Raków, Mocha, Rakówka, Niedźwiedź, Niemirów, Wierzbka, Marianów, Skolankowska Wola, Zielonka, Iwaniska, Haliszka, Ujazd, Kujawy, Konary, Pokrzywianka, Górki, Klimontów, Byszów, Postronna, Zbigniewice, Niedźwice, Beszyce Górne, Koprzywnica, Błonie, Ciszyca, Tarnobrzeg, Nagnajów, Siedleszczany, Suchorzów, Skopanie, Baranów Sandomierski, Padew Narodowa, Tuszów Narodowy, Tuszów Mały, Malinie, Chorzelów, Mielec, Rzemień, Tuszyma, Wola Ociecka, Ocieka, Kozodrza.
Gminy które w tym dniu odwiedziłem po raz pierwszy na rowerze: Morawica, Daleszyce, Pierzchnica, Raków, Bogoria, Iwaniska, Klimontów, Koprzywnica, Tarnobrzeg, Baranów Sandomierski, Padew narodowa, Tuszów narodowy, Mielec.


Tuż przed miejscowością Marianów moja trasa osiąga wysokości 350 m n.p.m. i jest to zarazem najwyżej położony odcinek  2 etapu mojej trasy.


Ujazd, krótki przystanek przed zamkiem Krzyżtopór wybudowanym w 1644 r przez Krzysztofa Ossolińskiego, największej rezydencji magnackiej w Polsce.


Wisłę przekraczam przeprawą promową łączącą Ciszycę z Tarnobrzegiem i w ten sposób jestem już w województwie podkarpackim.

Relacja filmowa z przejechanej trasy.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!